No fajnie, słodko i tak dalej.
Ale na moim przykładzie: ja I TAK bym NIE kupił programów, których pirackich wersji używam, jestem tego całkowicie pewny. Więc ja w żaden sposób nie szkodzę producentom tego programowania. Pewnie, że nie muszę tego używać, ba, nie muszę nawet mieć komputera. Ale lubię i chcę, bo tak, zachcianka i już.
Hmm.. A gdyby tak oryginalne oprogramowanie stało się w końcu konkurencyjne dla piratów? Bo nie wnikając w mechanizmy rynkowe i tak dalej, nie każdy musi się na tym znać: przeciętny Kowalski ma do wyboru program w pudełku za stówkę lub pirata za darmo czy za dychę na giełdzie (btw, takiego piractwa giełdowo-straganowego nie lubię i zgodzę się, że to trzeba tępić. tylko wara od moich torrenów.). Producent powinien zrobić więc coś, żeby Kowalski wybrał produkt pochodzący bezpośrednio od niego.
Zostało tu wspomniane zjawisko podnoszenia cen oprogramowania celem załatania strat wynikłych z piractwa. I w tej logice znów mamy piractwo = strata => brak zysku = strata. ALE. Podniesienie cen powoduje wzrost piractwa, co jednocześnie zwiększa "straty" z tego tytułu. Skoro więcej tracimy, musimy sobie odbić na cenach. Samo nakręcająca się spirala. Ceny rosną bo straty rosną, straty rosną bo ceny rosną. I to jest logiczne?
Gdyby producenci odważyli się na dość radykalny krok obniżki cen (i ułatwienia dostępu do oprogramowania, jakieś łatwe sklepy online z szybkim downloadem), jednocześnie spadłby poziom piractwa, a za tym straty wynikłe z tego tytułu. Pojedyncza kopia programu przyniosłaby mniejszy zysk, ale zwiększona liczba sprzedanych kopii zrekompensowałaby to. A Kowalski miałby oryginalny program z pomocą techniczną, być może jakieś zniżki na inne produkty firmy czy inne bonusy.
Ale jak zwykle producentom się nie chce, wolą kosić kasę z firm, ludzi chcących być legalnymi, z piratów robią sobie darmową reklamę (no jak w końcu wszyscy tego używają, choćby bez licencji, to produkt staje się standardem), a nuż widelec kogoś wykryją to i jakieś fajne odszkodowanko się wyciśnie.