Nie ma tam nic ciekawego. A po sposobie zaznaczenia fragmentów można wywnioskować stronniczość autora postu, mi to wygląda na manipulowanie przekazem. Bo ja w tej licencji nic nie widzę czego można było by się obawiać...
Bo albo żle patrzycie albo nie rozumiecie o co mi chodzi z tym wszystkim.
Użytkownik decyduje się na przekazanie standardowych informacji o komputerze. Zakres i rodzaj tych informacji nie jest do końca określony. Naruszany jest w pełni mój zakres prywatności - bowiem informacje są przekazywane przez korzystanie z samych usług w internecie. Licencja ogranicza a'priori liczbę zainstalowych procesorów w mojej własnej elektronice komputera. Chcąc używac Linuxa, nie mogę przenieść i zainstalować plików czcionek. Prawnie problematyczne jest utworzenie plików dokumentów np. pdf i wyświetlanie ich pod innym systemem. Również zapis, że zastosowanie systemu w firmie może ją narazić na konsekwencje - zapis licencji mówi, że przykłądowe obrazy i dźwięki można używać tylko w zastosowaniach niekomercyjnych. Jak zrobisz prezentację i je zastosujesz przez nieświadomą pomyłkę - zapłacisz odszkodowanie zapewne.
Przy aktywacji Microsoft otrzyma informację o oprogramowaniu i komputerze. Dziwne, że nie o samym zainstalowanym systemie operacyjnym - ale o ...oprogramowaniu. Po co im mój adres IP, skoro dalej zastrzegają się, że nie będą tych informacji wykorzystywać do kontaktowania się? Mało - dalej jest napisane, że mają prawo je przekazać osobom trzecim.
Działania prowadzące do obejścia aktywacji są niedozwolone. Za lat kilka, gdy system przestanie być wspierany - aktywacja legalna stanie się niemożliwa - a używanie oprogramowania stanie się prawnie zakazane. Brak możliwości aktywacji np. po awarii czy reinstalacji na nowym komputerze - to konieczność i wymuszenie na uzytkowniku konieczności zakupu kolejnej wersji systemu lub jego odpłatnej aktualizacji.
Zastanawiam się też, jakie są kryteria ustalenia złośliwego oprogramowania, czy też nieautoryzowanego oprogramowania? Znajomy przywiózł przykładowo notebooka z Anglii z Vistą - i po kolejnej aktualizacji utracił polskie czcionki i kilka polskich programów - i nie wiedział z jakiej przyczyny. Od kiedy to system operacyjny ma decydować na moim własnym komputerze, czego mogę uzywać a czego nie?
Microsoft zastrzega sobie w dodatku w licencji prawo do aktualizacji funkcji sprawdzania oprogramowania w komputerze - przy tym samym prawie do działania. Ponownie nie są ustalone kryteria "kasowania" nieautoryzowanego oprogramowania na moim własnym dysku. Powiedzmy, że skasują i ważną dokumentację. Wtedy odpowiadają do wartości zapłaconej tylko za system operacyjny - tymczasem wartość mojej pracy może być dużo większa.
Co prawda, w licencji zastrzegają się, że informacje o zainstalowanym oprogramowaniu to tylko klucz produktu, adres IP, i wszelkie nieautoryzowane zmiany w oprogramowaniu, ale określenie nieautoryzowane gwarantuje im szerokie pole do działania
Poza tym, jak można rozumieć zapis w licencji, gdzie w jednym punkcie podaje się warunek aktywacji jakim jest w praktyce identyfikacja użytkowanika poprzez komputer, oprogramowanie, połączenia z serwerem czasu, a kolejnej linijce sami sobie zaprzeczają, pisząc, że nie wykorzystają tej informacji do identyfikacji Licencjonobiorcy, ani do kontaktowania się z nim.
Licencja również w kolejnym punkcie podaje, że system posiada mechanizm, przez który Microsoft może "naprawić", "usunąć", "wyłączyć" wszystko to co uzna za stosowne - i wszystko może "sprawdzić". Ten zakres ingerencji firmy w moją prywatność okazuje się być w tym przypadku bardzo szeroki.
Microsoft napisał też w licencji do systemu operacyjnego, że udostępnia własne usługi Internetowe. Następnie zostało napisane, że może je dowolnie zmienić lub zakończyć ich świadczenie. Zapis bardzo wygodny, bowiem zmiana może być przecież taka, która naruszy moje prawo do prywatności - i będą na prawie. Taki zapis w licencji mówi, że mają do tego prawo. Mało: jako uzytkownicy systemu operacyjnego musimy obowiązkowo zgodzić sie na usługi internetowe, podczas których bez powiadomienia nastąpi połączenie z komputerami Microsoft. W trakcie tych połączeń, zostają przekazywane "informacje".
Czyli mamy do czynienia z permanentną inwigilacją - kto, z jakiego miejsca na ziemi, o jakiej godzinie, na jakim komputerze, z adresu IP - przekazujemy o sobie o wiele za dużo, niż ja bym sobie życzył.
Inwigilacja następuje również poprzez mechanizmy sieciowe. IPV6 w wykonaniu Microsoftu nie budzi w tym momencie mojego zaufania. Usługa Teredo, przesyłająca informacje na serwery Microsoft - dlaczego to ma zapychać moje i innych łącze?
Pojawia się też pytanie, dlaczego aż tak bardzo firmie Microsof zależy na aktualizacji oprogramowania... odpowiedzialnego za obsługę nadajnika/odbiornika podczerwieni? W dodatku Microsoft pobiera informacje o uzytkowniku celem... umożliwienia przysyłania ofert promocyjnych. Bez komentarza.
Użytkownik, który będzie chciał korzystać z usługi Media Center - musi zgodzić się na permanentną inwigilację - a w zamian otrzyma .... oferty promocyjne.
W licencji jest też zapisane, że Microsoft może informacje zebrane z mojego komputera wykorzystać do ... ulepszania swojego oprogramowania. Królika doświadczalnego znaleźli ! Te informacje (nie do końca możemy być pewni ich ograniczonego zakresu) mogą też udostępniać osobom trzecim.
Ciekawe, jak też rozumieć zapis, który mówi, że Licencjonobiorca nie może obchodzić ograniczeń technicznych oprogramowania? Czy to czasem nie oznacza, że gdy pojawi się sprzęt a ja "naprawię" oprogramowanie by chciało na nim działać - to będzie to czynem zabronionym. Mam kupić nowy system? Zapewne tak...
Mało - w świetle zapisów, dostosowanie oprogramowania np. z epoki Windows 95, by chciało działać pod nowym systemem - jest już czynem w licencji zabronionym. Kup nowy program, starego nie wolno już uruchamiać.
Nie wolno używać też oprogramowania do świadczenia komercyjnych usług hostingowych. Ciekawy zapis - ale czy nie oznacza, że W7 nie jest dla tych, co robią komercyjne strony internetowe? Wszak świadczą komercyjne usługi hostingowe.