Marcus Ash i Susan Hendrich z Cortana Team opowiadają o trudnościach, jakie napotykają projektanci systemu. Przy okazji poznaliśmy listę krajów, które dostaną wirtualnego asystenta. Co z Polską?
Ludzie z Microsoftu potrafią pięknie opowiadać, szczególnie o piętrzących się przed nimi problemach i trudnościach jakie napotykają. Tym razem możemy posłuchać dwoje specjalistów z Cortana Team i wyłowić informacje, które nas interesują. Po pierwsze listę krajów globalnej usługi zwanej Cortana.
Już wcześniej było wiadomo, że Cortana pojawi się wraz z Windows 10 w siedmiu krajach i zostanie opracowana w lokalnych językach dla Stanów Zjednoczonych, Anglii, Włoch, Chin, Francji, Hiszpanii i naszych najbliższych, zachodnich sąsiadów, Niemiec. Teraz do tej grupy dołączy jeszcze Australia, Kanada, Japonia, Indie i Kanada. Wszystkie nowe kraje będą musiały zadowolić się wersją angielskojęzyczną. Rzutem na taśmę do puli dołączono jeszcze Meksyk i Brazylię.
Czy Cortana będzie mówic po polsku? Raczej się na to nie zanosi. Jeśli się rozejrzymy to łatwo dostrzec, że nie robi tego Siri, Google Now w ogóle niewiele robi, a asystent od BlackBerry nawet pewnie nie wie, gdzie Polska leży. I trudno się dziwić, że tak jest.
Jesteśmy krajem na środku Europy, ale zbyt małym rynkiem, aby znaleźć się na początku kolejki lub chociażby w połowie stawki. Specjaliści z Cortana Team nie powiedzą oczywiście tego wprost, lecz zwracają uwagę, że nie chodzi przecież o proste wtłoczenie do Cortany nowego języka, ale uwzględnienie niuansów kulturowych, lokalnych zwyczajów i zasad. A to tylko początek trudności.
Aby ewolucja Cortany w danym kraju była możliwa, trzeba wpierw przeprowadzić rozległe badania w oparciu o grupy fokusowe, które odpowiedzią na pytanie: co jest ważne w opcji osobistego asystenta na danym rynku? Na podstawie wyników badań można zbudować zespół o zróżnicowanych talentach i różnorodnych specjalności, którzy podejmą się konstrukcji odpowiedniego modułu.
Specjaliści muszą rozważyć każdy drobiazg i skupić się na niezliczonych niuansach. Dla przykładu, na rynku chińskim głos Cortany musi brzmieć tak, jakby się uśmiechała, a w Wielkiej Brytanii ma symbolizować angielską kulturę, którą określa nieco kontrowersyjny z punktu widzenia multikulti termin „English Rose”. Dostosowanie do lokalnych języków, wzorców każdego kraju, to gigantyczne przedsięwzięcia, a przecież kluczowe, fundamentalne zasady programu musza pozostać wspólne. Chodzi o to, że Cortana powinna być pewna siebie, inteligentna i zrozumiała w każdej sytuacji.
Do tego musi pomóc każdej osobie, co oznacza radzenie sobie z rozpoznawaniem niezliczonych modeli mowy i lokalnych naleciałości. Można łatwo zrozumieć ten problem, jeśli zastanowimy się nad sposobem mowy mieszkańców Śląska, Kaszub, czy wysokich gór. A teraz pochylmy się nad tym problemem w skali całych Chin, wielokrotnie większych od Polski. Na te niuanse zwracają uwagę specjaliści z Microsoftu, tłumacząc jak trudnym przedsięwzięciem jest Cortana, jeśli ma działać zgodnie z oczekiwaniami użytkowników na całym świecie, i w skali lokalnej.
Do tego dochodzi gigantyczna praca programistów, którzy muszą nauczyć Cortanę lawirować na lokalnych sieciach. Rezerwacja lotu lub sprawdzenie, gdzie mogą pojawić się utrudnienia na drodze, to dla nas proste, bo znamy ścieżki, którymi trzeba podążać i wiemy, gdzie znajdziemy odpowiednie informacje. Cortana tego nie wie, program trzeba odpowiednio dostosować. Łatwo wyobrazić sobie skalę tego przedsięwzięcia. Tak przynajmniej dowodzą luzie z Microsoftu, ale czy to nas pociesza?
Microsoft mógłby oczywiście opracować również model mówiący po polsku, ale kiedy chodzi o zysk, liczy się prosta kalkulacja, gdzie można zarobić więcej. Akurat tak się składa, że nie tu. Trochę przykro znaleźć się w grupie B, ale taka jest po prostu rzeczywistość.
Źródło: Microsoft